BERLIN — jeśli jest słowo, które podsumowuje ruch Browniański, to to słowo jest rozważne. Bohaterowie spędzają większość czasu na rozmyślaniu, a nie mówieniu czy aktorstwie, a wkrótce także widzowie będą się zastanawiać, czy ten powolny przykład post-narracyjnego kina „sztuka dla sztuki” usprawiedliwia długotrwałe inwestowanie ich uwagi.,
i choć nie jest to bez zalet — tych, które zapewnią znaczącą grę festiwalową w nadchodzących miesiącach (premiera odbyła się w Toronto jesienią ubiegłego roku) — czwarty film holenderskiego pisarza i reżysera Nanouka Leopolda (po Wolfsbergenie z 2007 roku) zmarnuje swoje godne uwagi cechy na historii, która jest szczupła do poziomu wycieńczenia.
jest wśród nich znakomite dzieło Sandry Hüller, niezwykle empatycznej i subtelnej ekranizacji, najbardziej znanej ze swojej wspaniałej roli „opętanego” wierzącego z Requiem Hansa-Christiana Schmida., Podczas gdy w tym filmie miała pełny trening fizyczny i emocjonalny, tutaj operuje na przeciwległym końcu dramatycznego spektrum. Jako niemiecka sanitariuszka Charlotte (która jest właściwie jedyną w pełni rozwiniętą postacią w całym filmie) musi przekazywać uczucia głównie za pomocą fizycznych gestów i mimiki-często w trudnodostępnych zbliżeniach.