muzycznie, są już wskazania, że intensywna atonalność „a Day in the Life” jest kluczem do brzmienia 1967 roku. Electronic-rock, którego celem jest oszałamianie publiczności, pojawił się w pół tuzina ważnych nowych wydawnictw. Żaden z tych utworów nie ma kontrolowanej intensywności „a Day in THG Life”, ale gotowość wielu powściągliwych muzyków do „let go” oznacza, że poważny aleatoryczno-pop może być w drodze.,
ostatecznie jednak to wrzawa nad rzekomym wpływem narkotyków na Beatlesów może uniemożliwić „a Day in the Life” dotarcie do masowej publiczności. Refren piosenki ,”I' d like To turn you on”, został sklasyfikowany jako „hidden subversion” w rock ' n ' rollu. W rzeczywistości w strukturze „a Day in the Life” można postawić sprawę przekonania, że Beatlesi — jak wielu kompozytorów muzyki Pop — są świadomi wzlotów i upadków świadomości.
utwór zbudowany jest na serii napiętych, melancholijnych fragmentów, po których następuje gwałtowne Wydawnictwo., Na przykład w pierwszej zwrotce głos Johna zbliża się do rozpaczy. Ale po zaproszeniu, „chciałbym cię włączyć”, Beatlesi wprowadzili niezwykły atonalny ciąg, który jest szokujący, a nawet bolesny, do uszu. Ale genialnie otacza utwór i jeśli poprzedzający go refren sugeruje włączenie, crescendo paralelnie nawiązuje do narkotycznego ” rush.”
most zaczyna się w staccato crossfire. Czujemy, jak narrator wstaje, ubiera się i dojeżdża rote. Muzyka denerwuje się dysonansem kabaretowego jazzu., Bęben perkusyjny topi się w dyszącą kolejkę. Potem
znalazłem się na górze i zapaliłem
ktoś przemówił I wpadłem w sen.
słowa blakną w śpiewie wolnych, przestronnych akordów, jak Początkowy szum marihuany.”Ale ton staje się tajemniczy, a potem złowieszczy. Głębokie struny zabierają nas na wagnerowskie zejście i wracamy do oryginalnego bluesowego tematu, a oryginalna deklaracja: „przeczytałem dziś wiadomości, o rany.,”
właściwie trudno zrozumieć, dlaczego BBC zakazało” a Day in the Life”, ponieważ jego przesłanie jest, dość wyraźnie, ucieczką od banalności. Opisuje głęboką rzeczywistość, ale z pewnością jej nie gloryfikuje. A jej zakończenie, choć wspaniałe, wydaje się reprezentować negację samego siebie. Utwór kończy się jedną niską, rezonansową nutą, utrzymywaną przez 40 sekund. Po osiągnięciu absolutnego spokoju unieważnienia narrator jest ponad melancholią. Ale jest coś ponurego i nieodwołalnego w jego spokoju. Brzmi jak zniszczenie.,
Jaka szkoda, że „dzień z życia” to tylko koda do skądinąd niezrozumiałego zbioru prac. Potrzebujemy Beatlesów, nie jako kompozytorów klauzurowych, ale jako towarzyszy. I potrzebują nas. W zastępstwie Konserwatorium studyjnego dla publiczności przestali być twórcami ludowymi, a zmiana sprawia, że ich nowy album staje się monologiem.